Tak się robi pankejka
11 grudnia - ostatni dzień
Właściwie - pół dnia, a zatem - już bez jakiś dalekich
wypraw - jedynie obserwacja ulicy w pobliżu hotelu:
10 grudnia - Siam Paragon i Oceanarium
Planów na ten ostatni pełny dzień w Bangkoku było wiele,
jednak w związku z demonstracjami Poonsak odradza nam udawanie się w pewne
rejony.
Trudno – kilka „sztandarowych” pozycji musimy odpuścić.
Do Siam Paragon dojeżdżamy taxi - przy czterech osobach to
najlepszy sposób.
W oceanarium spędzamy łącznie aż 4 godziny.
Fotki słabe, bo i warunki oświetleniowe kiepskie.
9 grudnia - Bang Pa-In Palace
Tak jak nie zakładałem przed naszym wyjazdem zwiedzania Ajuthayi, tak nie mogłem w ogóle założyc pałacu Bang Pa-In, bo nie wiedziałem o jego istnieniu.
Była to propozycja Poonsaka - w drodze powrotnej do Bangkoku.
Bang Pa-In jest jedną z letnich rezydencji króla, częściowo udostępioną dla turystów.
Była to propozycja Poonsaka - w drodze powrotnej do Bangkoku.
Bang Pa-In jest jedną z letnich rezydencji króla, częściowo udostępioną dla turystów.
9 grudnia - Ajuthaya
Dużo się działo tego dnia.
Z Ao Nang wyruszaliśmy o 6-tej rano Transfer na lotnisko w
Krabi zaaranżował nam Charlie (taxi -600 THB).
Na lotnisku Don Muaeng czeka już na nas Poonsak i bezpośrednio
z lotniska jedziemy do Ajuthayi. Niestety, nie przygotowałem się przed wyprawą
i o Ajuthayi mam bardzo mgliste pojęcie.
Bez przygotowania trudno ją zwiedzac, bo dziś Ajuthaya to żywe
miasto - rozlegle miasto, a wśród tej zwyklej miejskiej współczesnej zabudowy -
starożytności.
Poonsak zawozi nas do kilku obiektów, ale i tak - mam
przeświadczenie, że nasze zwiedzanie jest bez jakiegokolwiek planu, ze wiele
miejsc nie zgłębiliśmy za dokładnie, a inne - zupełnie pominęliśmy.
8 grudnia - Railay leniwie
Opalanie, kąpiele. HURRRA - caly dzień słoneczny.
J. decyduje się na masaż stóp - jest zachwycona (ja umarłbym).
J. decyduje się na masaż stóp - jest zachwycona (ja umarłbym).
7 grudnia - James Bond Island
Tajowie w Ao Nang jakoś śmiesznie wymawiają nazwę - brzmi to
niemal "dżambo" .
Pierwsza fotka może sugerowac, ze znów niebo będzie szare,
ale NIEEEE - nareszcie mamy słoneczny dzień.
6 grudnia - Phi Phi
Wycieczka speedboatem (ten z poniższej fotki). Siadamy na samym przodzie - dobrze stad widać wszystko, tyle, że na falach koszmarnie ubija kręgosłup. Można baaaardzo dobrze poczuc jak twarda jest woda.
Railay c.d. - czyli - punkt widokowy i laguna
Całą czwórką leziemy najpierw na East Bay. Trójka
zalega na plaży - odmawiając pójścia na punkt widokowy po tym kiedy widzieli
już sam początek trasy.
marinik idzie. Jak ten głupi nie biorę ze sobą nic
do picia. Na wyposażeniu mam sandały, kąpielówki, t-shirt i zawieszony na szyi
aparat. Aparat dynda tak niebezpiecznie, że owijam sobie paskiem dodatkową pętlę,
co by go nie rozbić - w rezultacie aparat wisi mi tuż pod broda, za to pasek -
dusi jak cholera.
Docieram na górę (fotek z trasy brak - łapy zajęte
podciąganiem się na linach oblepionych błotnistym iłem, obfitym także pod
stopami).
Wycieczki, wycieczki, wycieczki
No właśnie - spacerując orientujemy się, że obfitość
oferty ulicznej może wręcz ogłupić człowieka. Po powrocie do hotelu pytamy
Jeab, czy może nam jakieś biuro rekomendować. Okazuje się, że jeśli jesteśmy
zainteresowani - Charlie pomoże nam zaaranżować poszczególne wycieczki.
Poza mną - reszta jest dość sceptycznie nastawiona
do Symilianów - bo daleko, bo więcej w podroży niż samych wysp. Trudno - nie
nalegam, ale co do reszty - upieram się. Mamy w Ao Nang 7 dni. Na początek -
Railay - we własnym zakresie, a potem:
- Hong Island,
- 4 wyspy,
- Jungle Tour,
- Phi Phi,
- James Bond.
5 dni zapełnione. Nie pamiętam jakie ceny Charlie
proponuje za poszczególne wycieczki, ale pamiętam, że za 5 wycieczek - po
rabacie stanęło na 4 200 THB/os.
1 grudnia - lecimy nad Morze Andamańskie
Na lotniku w Krabi czeka na nas taxi, zaaranżowana przez
Charliego - z naszej mety - Baan Taveesri (transfer - 600 THB).
Kolejny nasz hotel (w Ao Nang) to także nie za duży
pensjonat.
Właścicielką jest Jeab - Tajka, która prowadzi pensjonat
wspolnie ze swym partnerem - Duńczykiem Charlie. Oboje niezwykle zyczliwi i pomocni.
Baan Taveesri rezerwowałem via Booking (1 000 THB/pokój/dobą) - bez śniadania.
Trochę daleko od plaży, ale nie stanowi to problemu - można przejść spacerując po Ao Nang, lub skorzystać z tuk tuka (20 THB/os). Tuż obok - znakomita
knajpka Ton Ma Yom.
Pierwszy nasz dzień w Ao Nang to jedynie rekonesans.30 listopada - narada
Wieczorem 30 grudnia odbywa się narada. W TV zapodają wciąż
niepokojące informacje dotyczące demonstracji w Bangkoku. Poonsak, który jest na bieżąco twierdzi, że z
komunikacją mogą być kłopoty. A przecież chcemy zwiedzić obiekty, które sa
niestety w obszarze objętym demonstracjami. Pytamy zatem Poonsaka, czy można
zarezerwować u niego 2 pokoje po naszym powrocie z Krabi.
Można.
Anuluję zatem
rezerwacje w Rambuttri Village i zaklepujemy u Poonsaka pokoje na koniec
pobytu. Dziś - w trakcie jazdy nad wodospady już na początku trasy widziałem
wskazanie kierunku: AJUTHAJA. Przed wylotem z Polski nie rozważałem zwiedzania
starożytnej stolicy Tajlandii, no, ale skoro to tylko 60 km - ustalamy z
Poonsakiem, że za 2 500 THB pojedzie tam z nami. Planujemy te wycieczkę na
dzień powrotu z Krabi.
30 listopada - most na rzece Kwai, wodospady Erawan
Jeszcze w Polsce rozważałem zapełnienie tego dnia wycieczką do
wodospadów Erawan. Całe szczęście, że się z Pandanusem nie dogadałem. Ponieważ
ze strony internetowej Phurahong Homestay wynika, że zajmują się oni także
aranżacją różnych imprez turystycznych - napisałem do Poonsaka, czy dałoby się
zaklepac dla naszej czwórki wycieczkę do wodospadów, a po drodze - do mostu na
rzece Kwai. Most jak most, ale skoro już jest na trasie do wodospadów - czemu
nie skorzystac.
Poonsak zaproponował, że nas zawiezie: most + wodospady - 3
500 THB/4 osoby.
Starujemy o siódmej rano.
Poonsak ma w samochodzie na dachu od wewnątrz tajemnicze
znaki naniesione tam przez mnicha - na szczęście.
29 listopada - znów Bangkok
Lecimy Air Asia do Bangkoku. Na 2 noce mamy zaklepany hotel
blisko lotniska Don Muaeng, bo przecież później mamy kolejny lot - do Krabi.
Nasz hotel
to Phurahong Homestay
To taki rodzinny pensjonat - bez specjalnych luksusów, ale
za to z ciepłą rodzinną atmosferą. Rezerwowałem na Bookingu - 780 THB/noc/pokój
ze śniadaniem.
Z lotniska odbiera nas Poonsak Phurahong (transfer - 300
THB), a tuż po przyjeździe jego żona natychmiast serwuje nam kawę i pyszne
mandarynki, oraz tajemnicze żelowe cukiereczki, które, jak się okazuje -
robione są ze specjalnej odmiany ryżu.
Na dzisiejsze popołudnie nie ma specjalnego planu. W pobliżu
także nie ma za wiele do odwiedzenia - zatem po prostu idziemy pooglądac co się
w okolicy dzieje. Turystów tu nie ma zupełnie - tutaj chyba widzimy prawdziwy
kawałek prawdziwie tajskiej ulicy, tajskiego życia.
Pensjonat zlokalizowany jest w bezpośrednim sąsiedztwie buddyjskiego
kompleksu świątynnego Wat Rat Niyomtham.29 listopada - ostatnie przedpołudnie w Siem Reap
Dziś wracamy do Bangkoku. Od rana niewiele mamy czasu w Siem
Reap, więc udajemy się tylko na krótki spacer.
W Kambodży powszechne są takie uliczne kosze na śmieci (w
Taj tez się one czasem pojawiały):
28 listopada - Ta Prohm ponownie
Kiedy opuszczamy Banteai Srei troszkę zaczyna padać. W oddali słychać burzę. Im bliżej kompleksu Angkoru jesteśmy, tym deszcz staje się większy, ale i tak to już jest końcówka burzy. Za to jeziorka wodne jakie po niej pozostały - robią wrażenie. Nic to - i tak chcemy jeszcze raz odwiedzić Ta Prohm, poznać zakamarki, które opuściliśmy za pierwszym razem. Pomocny znów jest Soktheen, który idzie razem z nami do świątyni.
27 listopada - wieczór w Siem Reap
Soktheen proponuje nam wizytę w Artisans Angkor. Wstęp wolny.
Poznajemy tajniki ich pracy i odwiedzamy sklep. Niestety - wyroby fajne, ale
ceny – powalające !!!!
Poniżej - ich strona:
http://www.artisansdangkor.com/
27 listopada - Roulos Group
Soktheen oczywiście akceptuje koniecznośc powrotu do hotelu
po naładowany akumulator, ale proponuje jednocześnie zmienic nieco plan.
Ponieważ Kbal Spean jest otwarte tylko do godziny 15.00, to przełożymy ten
punkt na kolejny dzień, a dziś pojedziemy poza Siem Reap i poza główny kompleks
światyń do tzw. Roulos Group.
Po drodze do Siem Reap machają do nas uczniowie, którzy właśnie
skończyli naukę:
27 listopada - Taras Trędowatego Króla, Taras Słoni
W tym momencie trochę się "rypnął" plan na dalsze
zwiedzanie. Miałem zamiar (idąc śladem Adama - http://bez-granic.pl/2012/12/moj-wlasny-angkor/
) zatopi się w spokoju, ciszy, spodziewając się braku tłumu w świątyni Palilay.
Ale właśnie zauważyłem, ze aparat pokazuje tylko jedna działkę w naładowaniu akumulatora. No tak, to
zmienimy akumulator.
O wac mac - gdzie on jest? Ano leży sobie w pokoju
hotelowym. Tak więc - Palilay odpuszczona, gnamy dalej - przez tarasy
Trędowatego Króla i Taras Słoni - do Soktheena, co by go namówic na przejażdżkę
do hotelu. Soktheen planował poźniej Kbal Spen oraz Banteai Srei wiec w ogóle
nie wchodziło w rachubę jechac tam bez sprawnego aparatu fotograficznego.
27 listopada - Baphuon
Wydaje się nieprawdopodobne, ze tak wielka budowle można było
rozłożyć na pojedyncze bloki skalne i powtórnie ją złożyć, bazując w głównej
mierze na fotografiach, bo zasadnicza dokumentacja w czasach Czerwonych Khmerow
zaginęła.
Zapraszam na krótki film:
27 listopada - Bayon
Zmierzamy w kierunku Bayonu. Soktheen zatrzymuje się jednak
nieco wcześniej - w miejscu, gdzie pokazana jest technika wykonywania budowli -
można samemu popróbować:
27 listopada - Angkor Thom - brama południowa
Kolejny dzień zaczynamy od południowej bramy Angkor Thom. Mimo, że jest dośc wcześnie - już tłum turystów.
26 listopada - Apsary
Ani my, ani Soktheen nie kończymy w tym momencie swojego dnia. Soktheen czeka, aż się odświeżymy w hotelu, zawozi nas na pokaz Apsar i zapiera się, ze potem tez na nas będzie czekał - co by nas znów do hotelu odwieźc. Aż głupio się czuję, ale Soktheen stanowczo wyklucza inne rozwiązanie.
26 listopada - Preah Khan
Ogromna świątynia - tak ogromna, ze można by pół dnia w niej spędzic. Już nie pamiętam jaki czas na zwiedzanie proponował nam Sokhteen, ale było go zdecydowanie za mało.
26 listopada - most
Jedziemy dalej. Generalnie - w całej dalszej mojej relacji wśród zdjęc z określonych obiektów pojawią się inne fotki - jakby nie związane tematycznie z danym obiektem, ale strzelone właśnie w tych miejscach, albo w ich pobliżu - po drodze, ot - to co wydawało mi się ciekawe.
Po drodze do kolejnej świątyni Soktheen zatrzymuje się przy obiekcie, który jest rzadko zaznaczany na mapach - to most na rzece. Rzeka teraz płynie obok, a dawny most wygląda tak:
Po drodze do kolejnej świątyni Soktheen zatrzymuje się przy obiekcie, który jest rzadko zaznaczany na mapach - to most na rzece. Rzeka teraz płynie obok, a dawny most wygląda tak:
26 listopada - Ta Keo
Właściwie nie mam zdjęc samej świątyni. To co poniżej - to widok z góry i kilka scen z tego co działo się w środku. Podobne miejsca spotykaliśmy później wiele razy: ołtarz z Budda, trociczki i tajemnicza osoba zachęcająca do zapalenia trociczki. Po uiszczeniu drobnej kwoty osoba ta czyni jakieś modły dotyczące Twojej Osoby i zawiązuje na przegubie kolorowy sznureczek (na szczęście?) Mój sznureczek wciąż jest na mojej ręce.
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)