26 listopada - Ta Prohm

Trasę zwiedzania pierwszego dnia wykombinował Soktheen (no - tak naprawdę to plan pozostałych dni tez był jego autorstwa), a zaczął od bardzo mocnego akcentu - Ta Prohm:


26 listopada - nieco później

Robi się całkiem widno - idziemy w kierunku parkingu. Wrócimy tu po południu.


26 listopada 5 rano

Właściwie - 4.55.
Soktheen juz czeka.
Śniadanie hotel nam przygotował w gustownych pudelkach jeszcze wieczorem.
No fajnie - ale póki co, przed hotelem jest Soktheen J. i ja. Pozostałej dwójki nie ma.
5.05 - nic.
5.10 - nie wytrzymuje - idę ich wołac - "tak tak - już schodzą".
5.15 - sa.
5.15 - bazyliszkowy wzrok marinika niemal ich poraża. WRRRRRRR !!!!!
KUŹWA - jeden raz w życiu - więcej się to nie powtórzy, pół świata targałem ze sobą statyw - głównie na to wydarzenie.
Dojeżdżamy do kas biletowych. Wiele otwartych, a przed każdą - ogromna kolejka oczekujących. My na szczęście mamy już bilety wiec możemy przejechac bokiem - tylko dla kontroli biletów.
Jedziemy dalej - ciemnośc już nie jest ciemnością absolutną, a mnie szlag trafia coraz większy - spóźnimy się?
Przed wejściem do Angkor Wat - ponowna kontrola biletów. Pochód ludzi wali do przodu, już latarki niepotrzebne, już światłośc mizerna się pojawia, już wiem, ze przed północnym zbiornikiem wodnym nie mam najmniejszych szans na ustawienie statywu (musiałbym miec drabinę jakąś). Skręcam w prawo - tam gorsze miejsca, ale i ludzi trochę mniej.
K U Ź Ź Ź Ź W A A A A !!!!!!!!!!
Strzelam - z ręki, bo na statyw nie ma miejsca. Strzelam ja i strzelają tysiące migawek. Zmieniam ustawienia, i strzelam:


25 listopada - ruszamy

Najpierw - do polecanego przez Soktheena lokalu gdzie chcemy zaklepac miejsce na wieczór z Apsarami. Lokal wielgachny, na dzisiejszy wieczór zostały tylko kiepskie miejsca, wiec rezerwujemy na jutro. W cenie 12 USD/os jest miejsce przy stole i godzinne obżarstwo (bufet) przed rozpoczęciem przedstawienia, które ma trwac tez około godziny. Napoje - dodatkowo płatne.
Wpadamy na chwile na przeciwna stronę ulicy - w celu zaopatrzenia się w butelkowany Angkor. Przy okazji - w sklepie takie dziwadełka:


Plan na Angkor i uzgodnienia z Soktheenem

Na Angkor przewidywałem pełne 3 dni. Ponieważ przylecielśmy samolotem, to zyskujemy trochę czasu - praktycznie cale popołudnie 25go listopada.
Soktheen dowozi nas  do hotelu, ale się nie rozstajemy, zaraz po zameldowaniu, spotykamy się z nim w recepcji, dla omówienia planu zwiedzania. Właściwie moi współtowarzysze podróży zdają się w tej kwestii całkowicie na mnie, a ja z kolei - na Soktheena - rysując mu tylko w ogólnym zarysie CO BYM CHCIAŁ.
Na trzydniowy bilet do Angkoru (40 USD, ważny przez dowolne trzy dni w czasie jednego tygodnia) można wejśc na teren całego kompleksu już w "dniu zerowym". Chce z tego skorzystac - wieczorna sesja zdjęciowa zachodzącego słońca.
Dodatkowe moje oczekiwania są nastepujące:
- świt w Angkor Wat - dowolnego dnia,
- Banteai Srei + Kbal Spean - dowolnego dnia ( oba miejsca sa poza głównym kompleksem swiatyń, a Kbal Spean - 49 km od Siem Reap),
- wieczór z tańcem Apsar - gdzieś w Siem Reap - dowolnego wieczoru,
- w miarę możliwosci - unikanie tłumów (oj jakież to niezwykle trudne !!!!)
Soktheen podsumowuje te pozycje na kwotę 65 USD.

Rithy Rine Angkor Hotel

Mieliśmy zarezerwowany i opłacony przez Agodę hotel Rithy Rine Angkor Hotel. 2 pokoje na 4 noce ze śniadaniami w łącznej kwocie PLN 500,56

Rithy Rine Angkor Hotel


Soktheen

A miał by Srapon.
Namiary na Srapona miałem od mojego internetowego znajomego - Adama, który korzystał z pomocy Srapona, i który Go polecał:

Tuk tuk - szczęście Azji

Otóż ze Sraponem miałem kontakt zarówno na Facebooku, jak i kontakt mailowy -  na długo przed nasza podróżą.  Zaklepał w swoim terminarzu 3 dni dla nas. Kiedy było już jasne, że polecimy do Siem Reap samolotem, Srapon poprosił o informacje o numerze lotu i obiecał, że będzie na nas czekał na lotnisku.
Opuszczamy budynek lotniska, a  wśród oczekujących ludzi z kartkami stoi uśmiechnięty facet z dużą kartka i napisem MARIUSZ. Wszystko fajnie, tylko jakoś ten facet niepodobny całkiem do znanego mi z fotografii Srapona. Okazuje się, że Srapon musiał pilnie wyjechać  do Phnom Penh, a człowiek, który nas wita to przyjaciel Srapona - Soktheen. Jeśli nam to nie przeszkadza, Soktheen będzie do naszej dyspozycji przez najbliższe trzy dni.
Oczywiście, że nam to nie przeszkadza, Sraponowi przekazujemy pozdrowienia i deklarację, że chętnie się z nim spotkamy, jeśli będzie taka możliwość  (niestety - nie było później takiej okazji).

Pamiętam dobrze jak ciepło Adam  pisał o Sraponie i mogę napisac , że Soktheen absolutnie zasługuje na takie same ciepłe słowa. Człowiek niezwykle skromy, punktualny, wciąż uśmiechnięty, pomocny. W czasie następnych wszystkich dni na wyposażeniu tuk tuka miał skrzynkę z lodem, a w nim butelki z wodą, oraz zafoliowane mokre chusteczki, które nam proponował po każdym wyjściu z kolejnej świątyni.

Mr. Soktheen Ou
Cambodia Wonder Country
Service:
- Transport Rental: Tuk Tuk, Car, Van
tel. (855) 12 70 24 39
e-mail: soktheen_driver@yahoo.com
Na odwrocie wizytówki napis:
I Hope you will Recommend me to Your Friend or Into Internet. Thanks


Polecam Soktheena gorąco i z pełnym przekonaniem. Gwarantuje on kompleksową, profesjonalną opiekę.

25 listopada - w drodze do Angkoru

Obawy były jednak bezpodstawne - dokładnie o 6.05 podjeżdża po nas taxi. Lotnisko Don Muaeng osiągamy o 6.45.

Poniższe fotki tak naprawdę pochodzą z lotu powrotnego z Siem Reap do Bangkoku (wtedy siedziałem przy oknie), ale wierzcie mi - podobny widok raczy moje oczy tuż przed lądowaniem w Siem Reap. Bardzo, bardzo blisko miasta - od południowej strony większość lądu jest pod wodą (to nie jest jezioro Tonle Sap).


24 listopada - wieczór

W końcu docieramy znów do hotelu, a po odświeżeniu się - idziemy do agencji, w której poprzedniego wieczoru ustalaliśmy wstępnie transfer na lotnisko. Miał być minibus. Ku naszemu zaskoczeniu - w związku z demonstracjami, w agencji oświadczają, że nie podejmą się organizacji transportu, ani busem, ani taxi. To samo mówią nam kolejnej agencji i to samo w recepcji hotelu.
No to grucha.
Kolejnego dnia mamy startować  z lotniska Don Muaeng do Siem Reap o godz. 10.20.
SZLAG.
Na szczęście w kolejnej agencji (przy samym hotelu) frywolny Mr. Thai wykonuje przy nas kilka telefonów, po czym dumnie deklaruje, że jest w stanie zaaranżować nam duże taxi. Cena 600 THB, ale start spod hotelu - dla bezpieczeństwa - już o 6.00.

OK, chociaż nie powiem - mam obawy, czy to solidna oferta.

Kable

Poniżej - 2 fotki, których pstryknięcia nie mogłem sobie odmówic - widok wszechtajski, wszechkambodżański - w każdym mieście powszechna taka plątanina:


24 listopada - Ancient City


24 listopada - farma krokodyli


24 listopada - targ wodny Damnoen Saduak


24 listopada - targ na torach


24 listopada czyli Dzień Wkurwa

A było to tak - na pewnym forum turystycznym ktoś wspomniał o jednodniowej wycieczce obejmującej wodny targ Damnoen Saduak,  most na rzece Kwai i wodospady Erawan. Zdziwiłem się, że to do ogarnięcia w ciągu jednego dnia, ale ponoć taką ofertę składał Pandanus – firma turystyczna z Bangkoku, której właścicielami jest polsko-tajskie małżeństwo – Jacek i Sue. No to zajrzałem na ich stronę internetową, po czym wykonałem telefon do ich polskiego przedstawiciela. Z panem Darkiem przeprowadziłem dłuuuugą i sympatyczną rozmowę, z której wynikało, że wystarczy napisać do Jacka i Sue, przedstawic swoje oczekiwania i z całą pewnością otrzymam ofertę "szytą na miarę". W tym czasie nie był jeszcze ogarnięty organizacyjnie nasz transfer z Bangkoku do Siem Reap - zatem dopytałem również o możliwość  zaaranżowania tego punktu z pomocą Pandanusa. Otrzymałem jednak tylko standardowa ofertę wycieczek z informacja, ze transfer do Kambodży jest możliwy tylko przy wykupieniu w Pandanusie wycieczki do Kambodży.

23 listopada - końcówka

Wat Arun kończy nasz plan zwiedzania na pierwszy dzień.
Po ponownym przeprawieniu się przez rzekę piechcikiem zmierzamy w kierunku hotelu.

Tuż za rzeką - śmierdzący rybami mały targ z suszkami:


23 listopada - Wat Arun (Świątynia Świtu)

Za 3 THB/os kupujemy bilety przeprawowe przez rzekę i zmierzamy ku Świątyni Świtu. Miałem obawy czy da się ją zwiedzać wobec informacji o rozpoczętym długotrwałym remoncie. Rzeczywiście - część świątyni jest za rusztowaniami, ale tylko część - resztę  zwiedzać się jednak da.
Poniżej link do informacji o świątyni:
Wat Arun




23 listopada - Wat Pho - ciąg dalszy

Ruszamy w kompleks świątynny:


23 listopada - Wat Pho (Swiątynia Odpoczywającego Buddy)

Po zwiedzaniu pałacu udaliśmy się do Wat Pho - bilet 100 THB obejmuje tez butelkę z woda.

Informacje o świątyni:
Świątynia Odpoczywającego Buddy


23 listopada - Wielki Pałac Królewski i Wat Phra Kaeo (Świątynia Szmaragdowego Buddy)

Na pierwszy rzut - Grand Palace.
Poniżej podaję linki do stron, na których te obiekty są doskonale opisane - warto poczytać:
Wielki Pałac Królewski
Świątynia Szmaragdowego Buddy
Tuż po przekroczeniu bramy dowiadujemy się, że spodnie kończące się poniżej kolan są strojem niestosownym. Stajemy w kolejce, gzie po pozostawieniu depozytu 200 THB/os. każde z nas dostaje gustowne szarawary.
Wstęp 500 THB. Nie spotkałem dotąd informacji w relacjach, że ktoś odwiedził po zwiedzaniu kompleksu pałacowego wystawę klejnotów królewskich, a koniecznie trzeba tam zajrzeć. Fotek nie wolno tam robić niestety. Wystawa mieści się miedzy kasami biletowymi do pałacu a wejściem (po prawej stronie w uliczne widocznej niżej).



Poniżej - moja galeria z kompleksu Grand Palace:

22 listopada - wieczór

Mimo zmęczenia wylegliśmy na Khao San Road. Az dziwne, ze model z poniższej fotki miał w głębokim poważaniu gwar tej ulicy.


21 listopada 2013 - start

Z Łodzi w kierunku Warszawy ruszamy ok. godz.15tej. Na lotnisko wiezie nas znajomy.
Sama podróż do Bangkoku bez zawirowań. Z Abu Dhabi wylatujemy z 50-minutowym opóźnieniem, ze względu na tropikalną burzę jaka jest widoczna jeszcze przed lądowaniem. Bardzo malowniczy widok, ale niestety nie został uwieczniony fotografią, gdyż nasza czwórka zajmowała cztery miejsca pośrodku samolotu.
Samolot nadrabia opóźnienie i lądujemy w Bangkoku o 18.05 czasu miejscowego. Już na lotnisku wymieniamy trochę waluty, żeby miec na opłacenie taxi, hotelu i na pierwsze wydatki kolejnego dnia. Hotel pobiera opłatę z góry plus kaucja (1 000 THB/pokój), zatem lądując wieczorem trzeba walutę wymienic juz na lotnisku, gdyż kantory w centrum są już zamknięte.
Na poziomie "zero" lotniska przydzielono nas to taxi - stawka - 600 THB.
Trasę pokonujemy w czasie TRZY I POL GODZINY - tak tak !!! Po drodze słychac jakieś glosy nadające z ustawionych głośników, widac trochę umundurowanych, widac jakieś zasieki z drutu kolczastego - mocno średni nastrój.
To demonstracje antyrządowe, które później nam nieco pokrzyżują plany.
Na szczęście w samym hotelu i jego okolicy jest już spokojnie.
Lądujemy w Rambuttri Village Inn And Plaza.


Po powrocie

Jak to mówią: co dobre - szybko się kończy.
Wróciliśmy.
Wrażeń moc. Trzeba uporządkowac mnóstwo fotografii i zacząc relacjonowac podróż.